Dziś porozmawiamy o dwóch przypadkach latających stworzeń.
Przypadek numer jeden - moja własna latająca wiewiórka!
Otóż jak mogliście zauważyć na zdjęciach mamy w domu dwa, całkiem spore drapaki. Co do wysokości oba mają powyżej 160cm. Oba stoją przy drzwiach na balkon - jeden z jednej, drugi z drugiej strony. I od tego się zaczęło. Już jakiś czas temu pisałam, że Boni stojąc na szczycie jednego drapaka wpatrywała się dziwnym wzrokiem w drugi. Chcąc zapobiec tragedii rozsunęłam maksymalnie drapaki. I co? I nic - nijak nie pomogło. Boni uskutecznia skoki udowadniając jakie to te nasze drapaki są stabilne (w końcu nie co dzień ląduje na drapaku rozpędzone ponad 6 kg kota - na dodatek nadlatujące z kursu bocznego!). Wobec tego zdecydowałam się na inny krok - przysunęłam je do siebie licząc, że zmniejszenie poziomu trudności zniechęci ją do takich wyczynów - i znowu nic z tego. Przynajmniej teraz mam pewność, że na pewno doleci...
Przypadek numer dwa - 4:00 nad ranem i wdzięcznie opadające 9kg kota (oczywiście na mnie opadające!)
Tak więc jak widać po powyższym nie wyspałam się dziś, zdecydowanie się nie wyspałam. Najpierw przez sen przebiło się szuranie, potem - dziki łomot, a na końcu coś ciut przyciężkiego (jeszcze Cię odchudzimy - zobaczysz) spadło mi na brzuch. Oczywiście był to Leon. Okazało się, że do mieszkania przez okno wleciał chrabąszcz - duży, czarny okaz gatunku - co natychmiast pobudziło Pana L. do działania. Ślady mam na ścianach. Na szczęście udało mi się pozbawić go nieszczęsnego stworzonka przed konsumpcją (nie żebym żałowała robala, ale jak ja mam Leonowi buzi dać jak wiem, że dopiero co zeżarł paskudztwo?).
Tak więc jak widzicie nudy u nas nie ma szans uświadczyć :)
Pozdrawiamy i życzymy udanego długiego weekendu!
Wzajemnie miłego długiego weekendu dla Was wszystkich ... od moich latajacych kotów równiez :-)))
OdpowiedzUsuńPS ... to lądowanie kota na brzuchu /moim/ bywa naprawdę bolesne
Oj tak! Szczególnie gdy się tego nie spodziewasz (czyt. śpisz)
UsuńI fotografa przy tym nie było??? Szkoda!;-)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu;-)
Niestety - Boni jest dla mnie za szybka, a o 4 nad ranem byłam zbyt zaspana by pomyśleć o aparacie :))
UsuńNo właśnie jak to tak mozna nie udokumentować wydarzeń ? :)
OdpowiedzUsuńMoże deskę między jednym a drugim prapakiem położyć skoro z takim zapałem próbuje migrować ?:)
Pobudka straszna.. dostałabym zawału jak nic!
Wiem - wstyd i hańba - poprawię się :))
UsuńDeska tam nie pasuje bo wtedy kotki by miały zamknięte drzwi na balkon, no a tak przecież być nie może. Zapłakałyby się.
Na szczęście do pobudek w dziwnych sytuacjach futra mnie już przyzwyczaiły, ale byłam przekonana, że to jeszcze nie sezon na to paskudztwo.
No to wesoło u Ciebie - miłego weekendu :))
OdpowiedzUsuńWesoło jak wesoło, ale ciśnienie to mi skutecznie podnoszą :))
Usuń9 kg kota to jednak sporo! :)
OdpowiedzUsuńByło już więcej. Odchudzamy go po trochu, ale idzie powoli.
UsuńTo miałaś miłą pobudkę prze zeskoczenia ...
OdpowiedzUsuńTakie lądowanie to jak torpeda ...
Oj tak! Mój kręgosłup protestował cały dzień.
UsuńCzy mi się wydaje, czy narzekałaś, że Leon jest "przy kości" ;) Ciesz się, że ćwiczy, a że o 4. nad ranem? No cóż - są różne fiksacje ;)))
OdpowiedzUsuńJa tam nie narzekam, że on się rusza. Ja tylko jęczę, że boli :))
UsuńAle i tak jestem szczęśliwa, że biega i skacze.
To Ty masz koty desantowe! Ale 9-cio kilogramowy Ninja lądujący z wysokości na dokładnie upatrzony cel, no no!
OdpowiedzUsuńKoty desantowe! :))) No padłam! Muszę o tym futrom powiedzieć.
UsuńNo to faktycznie trzeba go trochę odchudzić, 9 kg to bardzo dużo. Zwłaszcza na brzuchu i znienacka ;-)
OdpowiedzUsuńOdchudzamy się już z pół roku i w efekcie mamy 0,4kg mniej - szału nie ma, ale Boni stoi na wadze więc jestem w miarę zadowolona :)
Usuń