środa, 24 października 2012

Przygotowania do wystawy czas zacząć

No więc tak (wiem, wiem tak się nie zaczyna):
 - jesteśmy już oficjalnie zgłoszeni na wystawę - trzeba tylko skombinować potwierdzenie z klubu, no i wpłacić kaskę, 
 - nocleg zdecydowany,  ale muszę jeszcze to potwierdzić ostatecznie i wpłacić zaliczkę,
 - pojedziemy autkiem, oponki już będą nowe więc to już z głowy,
 - trzeba będzie się zastanowić nad godziną wyjazdu - najlepiej byłoby się ciut zwolnić z pracy żeby uniknąć piątkowych korków /tiaaa... ciut = z 2 godzinki/,
 - muszę koniecznie pamiętać /kto chętny żeby mi przypomnieć?/ żeby umówić się na pranie Boni i wpaść do weta po tabletki na sierść.

Na szczęście tym razem omijają mnie szalone zakupy potrzebnych rzeczy - mamy już wszystko, no i dzieci są na karmie na sierść już od jakiegoś czasu (2 problemy z głowy :) ).

Dzieciaki na razie nic nie wiedzą, choć myślę, że powoli zaczynają się czegoś domyślać - dziś mieliśmy próbę "napuszania ogonka" u Boni :D Nie ma to jak rozczesać, spryskać i następnie 0,5h dmuchać, potrząsać i machać. Dziewucha patrzyła na mnie jak na obłąkaną, ale wykazała anielską cierpliwość. W efekcie otrzymaliśmy bardzo przyzwoity ogonek. Bo nie wiem czy wspominałam, ale ogonek akurat mnie zawsze martwił, przy czym zawsze oznacza od wizyty w bardzo nieprofesjonalnym salonie gdzie ogon wyczesano metalowym grzebieniem wyczesując większość ogona (dla przypomnienia - ogon u MCO potrafi odrastać 3 lata). A tu niespodzianka - wygląda całkiem, całkiem. Z tymi najładniejszymi to nawet nie ma co stawać do porównania, ale jest o niebo lepiej. 

Tak więc przygotowania w pełnym toku :) Mam nadzieję na miłe spotkania i dobre wyniki moich osiołków, szczególnie Bonisi.

Żeby nie tylko się rozpisywać wrzucam Wam kilka fotek z zeszłego weekendu.
Poniżej kompozycja Leonek na świeżo zdjętym praniu :)
























Boni była znacznie bardziej aktywna - biegała, skakała i głupiała. Udało się tylko uchwycić jej stóg futra.



















Z zdarzeń niekocich - jestem w trakcie drugiego tygodnia diety i na razie rezultat to 4,5kg w dół 0_0
W szoku jestem. Tym bardziej, że głodna nie chodziłam. No ale nic - przed nami tydzień bez chudnięcia i idziemy dalej. Jedyna rzecz, która mnie boli to ten brak soli. Brak soli i ja - to się w ogóle nie składa! Zazwyczaj było tak, że jak dla mnie było ok reszta twierdziła, że jest tak przesolone, że aż nie zjadliwe :D No ale nic - się chciało, to się cierpi. W ramach zwiększenia ilości ruchu do diety dołożyłam 30 dniowy program "Shred" Jillian Michels. 20 minut dziennie i na dodatek wygląda niewinnie, ale po 3 dniach powiem Wam jedno - boli mnie każdy mięsień! Nawet takie, których nie wiedziałam, że mam! A i no po każdej serii mam ochotę tylko na poleżenie w wannie. Także na razie jest ok, ale czy działa powiem Wam jak skończę. To chyba na teraz tyle - i tak podziwiam jeśli aż dotąd dotrwaliście :D

sobota, 20 października 2012

Wróżka z futra prawdę Wam powie...

Otóż kochani zima idzie ku nam długa i ostra - tak przynajmniej można stwierdzić patrząc na moje futrzaki. Mamy październik, 20 stopni na dworze a moja ośliczka wygląda o tak:







Jak tak dalej pójdzie to na zimę będzie okrągłym stogiem futra. Leonek za to jest jaki był na razie - choć trzeba przyznać, że na jedzonko rzuca się nieco aktywniej. A już wołowinkę ostatnio wprost wciąga nosem.




Nie wiem czy już wspominałam, ale planujemy wybrać się na wystawę w listopadzie - a konkretniej 10-11 listopada do Gorzowa Wielkopolskiego :)

Ze spraw poza kocich - kupiłam sobie oponki do auta :D Całoroczne! W końcu koniec rozmyślania czy już, czy jeszcze nie - zmieniam raz i z głowy :))

O ile macie tak piękną pogodę za oknem jak ja to życzę Wam miłego i aktywnego weekendu - trzeba wchłonąć jak najwięcej słoneczka przed zimą!

środa, 17 października 2012

Zima idzie


Zima idzie. Koty jedzą na potęgę, tyją i futrzą się, na dodatek ja zaczynam rozmyślać nad oponami zimowymi - taaak zdecydowanie zima idzie :D

Dorastam!
























Moja lwica grzywiasta <3


Za jakość zdjęć przepraszam, ale jak się wraca po nocy...

Z wieści codziennych:

1) jestem na diecie i o dziwo ani nie jestem głodna, ani zła :)
2) Boni i Leon mi się rozleniwili - mruczą i śpią
3) znów się zakochałam w koteczce, ale małż mocno nieugięty jest ;( Kto jest chętny zobaczyć małe cudo zapraszam tutaj.
4)  W hodowli mojej Boni urodziły się jakiś czas temu maleństwa i mogę się przyglądać ich rozwojowi - jestem zachwycona :D

wtorek, 9 października 2012

Dieta kota czyli jak nie dać się zwariować

Jakiś czas temu do szału zaczęło mnie doprowadzać kocie towarzystwo kręcąc nosem na co rusz to inne mokre karmy. Jednego dnia almo nature było super, innego be. To samo z portą, cosmą i całą masą innych karm. Człowiek kombinuje, wybiera najzdrowsze a w domu i tak protest. O lawinowo rosnących kosztach karmienia nie wspominam.
Z drugiej strony - jak tu im nie dawać mokrego skoro coraz chłodniej i koty mniej piją. No nic - poszłam po rozum do głowy, połaziłam, pomyślałam i... wykombinowałam :)
Otóż o ile na przejście na barfa jeszcze mnie przeraża, o tyle w mięsko ogólnie z chęcią wchodzę. Koty od zawsze dostawały mięsko czy jajko od czasu do czasu, ale teraz dostają więcej: kupuję podroby (serduszka, wątróbkę), ćwiartkę z kurczaka i przygotowuję. Kurczaka (wraz z podrobami) gotuję w małej ilości wody z marchewką. Po ugotowaniu wodę zlewam, ale nie wylewam (moje osiołki lubią sosiki). Mięso i marchewkę kroję w kostkę, zalewam "rosołkiem" i dosypuję co nieco biotynki (w końcu mają się błyszczeć) i tak przygotowane "mokre" podaje kotom - jedzą aż się uszy trzęsą, a ja wiem, że jedzą zdrowo i na dodatek znacznie taniej niż dobre puszki. Nie zajmuje to dużo czasu a szczęście na kocim pyszczku murowane.
Oczywiście na szczycie listy ulubionych nadal króluje wołowinka (przemrażamy min. 3 dni przed podaniem), ale takim mięskiem jak powyżej też nie pogardzą. No i twarożek i jajka - pamiętajcie, że białko jest dla kota szkodliwe - podajemy samo żółto wcześniej oparzając jajko w celu uniknięcia salmonelli.
A jak tam z jedzeniem u Waszych futrzaków? Kręcą nosem?

poniedziałek, 8 października 2012

Kot myśli i pamięta

Niech ktoś mi tylko raz powie, że koty nie są mądre i nie pamiętają!
Po tym jak otworzyliśmy pokój bez klamek najulubieńsze zabawki (ważka, da bird itp.) przeniosłam na półki nad drzwiami. Dziś bawiliśmy się już dość długo i stwierdziłam, że dość tego dobrego. Pod półką już wcześniej zostawiłam krzesło bo jednak nie jestem dość duża by zabawki ściągnąć bez pomocy. Gdy tylko Leon zobaczył, że kieruję swe kroki w tamtą stronę, wziął rozbieg i wbiegł na krzesło przeze mną w przelocie chwytając piórka w zęby. I dawaj szarpać się ze mną i zapierać - ile to to ma siły w tym małym ciałku O.o Odpuścił dopiero jak zaproponowałam przekupstwo :D

Słoneczna niedziela w jesiennych kolorach

Niedziela była u nas piękna - nie za zimna i słoneczna. Taką jesień uwielbiam! Oby była taka jak najdłużej.
 
Dzieciaki z tej okazji od rana postanowiły głupieć. Cały dzień ganiały się to w jedną, to w drugą stronę. Oczywiście po mnie, pode mną i nade mną - jakby nie miały dość miejsca w domu. Zawsze któreś smyrnie mnie w przelocie. Najlepsze jest to, że tak jak zazwyczaj Leon inicjował bieganiny, tak wczoraj Boni była prowodyrką :D
 

Oprócz tego głuptaki się powoli przygotowują na zimę - jedzą za trzech, Boni nabiera zimowych kolorów, futra na razie nie wymieniają, ale stare przestały w ogóle gubić. Taka sielanka. Zdrowe są (tfu, tfu), radosne i miziaste straszne.

Mały jesienny smok :)

Mój mistrz drugiego planu <3

Uwielbiam jej zimowe kolorki w słońcu

Leonek balkonowy

i nakrzesełkowy

Cała dziewuszka

Mój mały łowca



Dzieciaki razem

Inspekcja po wichurze

"Hmmmm... chyba wszystko jest"

Testerka ;)

Moja mała duma <3
 
Żeby nie było tak słodko - dzieciaki dały mi wieczorem popalić urządzając bijatykę (na szczęście bez broni ostrej). Nie ma to jak zgodne stadko


sobota, 6 października 2012

Nie ma jak... wystawa

Dłuuuugo nas nie było. Do Was na blogi zaglądałam, ale jakoś nie było czasu żeby coś napisać.

Zresztą po drodze wiele się u nas działo - w pracy miałam kosmos, w domu miałam kongo,a na dodatek w sierpniu... w sierpniu futra wzięły zadebiutowały na wystawie :D

Pewnie niektórzy z Was się zastanawiają "Ale jak to? Oba?". Otóż tak moi drodzy - koty domowe są na wystawach bardzo mile widziane i hojnie nagradzane.

Ale zacznijmy od początku - skąd w ogóle ten pomysł? Gdy Boni zawitała do mojego domu jej hodowczyni poleciła mi kocie forum - do dziś dnia jest to miejsce gdzie dzień w dzień dzielę się swoim życiem z kotami i podglądam cudze, ale również, co bardzo ważne, można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, zadać pytania i uzyskać odpowiedzi czy po prostu poznać "kocich" ludzi. Poznałam tak między innymi wielu hodowców różnych ras z całej Polski. Problem to właśnie to "z całej". Bo kto z Was po poznaniu kogoś ciekawego (i jego kotów :D) nie chciałby spotkać ich na żywo? Takie spotkania w tym przypadku najprościej było zrealizować na wystawach właśnie - bo tam mogliśmy się spotkać dużą grupą wraz z kotami i pogadać. Uwierzcie mi, że atmosfera była tak fajna, że od pierwszego razu zaczęłam marzyć o tym by bywać i chwalić się swoimi futrami. W związku z tym rozpoczęłam poszukiwania - po pierwsze klubu (bo trzeba być członkiem żeby koty wystawiać), a po drugie wystawy na którą wybierzemy się po raz pierwszy. Zdecydowałam się na najbliższą pod względem geograficznym co oznaczało Sopot. No cóż zdecydowałam się, zapisałam się i tu zaczęła się PANIKA! Bo jaki wymiar ma klatka, co muszę zabrać, czego nie brać, jak przygotować kota, itd., itd. Wtedy z pomocą przyszły mi osoby które poznałam na forum - spokojnie tłumaczyły, odpowiadały na tony pytań i... uspakajały (bo panika to zdecydowanie coś co tygryski lubią najbardziej). Jeśli chichracie się pod nosem to śpieszę wyjaśnić, że oprócz spełnienia wymogów formalnych (w tym weterynaryjnych) trzeba być przygotowanym na wszelkie możliwe sytuacje na wystawie co dla mnie oznaczało, że na wystawę wzięłam w sumie (wraz z kotami) 30kg "bagażu"! Lista miała ponad 30 punktów, a samo pakowanie zajęło mi 1,5h. Dwie torby z kotami i trzy wielkie siaty w rękach - wyglądałam jak bezdomna ;) Że o przygotowaniu futer kotów do wystawy nie wspomnę bo specjalne karmienie ich i wpychanie tabletek na sierść trwało miesiąc, a kąpanie udowodniło, że Leon potrafi wcisnąć się w dowolne miejsce, a Boni chodzi po sufitach ^^

W sobotę podjechałam pod halę i wypakowałam się (na szczęście wszyscy mieli podobne toboły więc nie patrzeli na mnie dziwnie) z auta. Rozejrzałam się i weszłam do hali a tam... rzędy klatek, ludzie biegający w tą i z powrotem i... zero obsługi - poczułam się zagubiona. Po zagadaniu do przebiegającej obok osoby okazało się, że weszliśmy nie z tej strony co trzeba O.o Panie były w szoku, że nam się udało :D No nic - podeszliśmy do wejścia, odebrałam papiery, przeszliśmy błyskawiczną kontrolę weterynaryjną i udaliśmy się poszukać swojej klatki - co wcale nie było łatwe z tymi wszystkimi tobołami. Po jej odnalezieniu wzięłam się za strojenie klatki - jeżeli wydaje Wam się to proste to spróbujcie kiedyś: 65x65x130cm ustawione w rzędzie, bok w bok, żeby ustroić przód trzeba obejść cały rządek, wkładając rzeczy do klatki walczy się z niewielkim otworem w klatkach. Sam wystrój klatki uszyła mi babcia po długich konsultacjach z różnymi osobami. Tak to wyglądało:


Koty na początku były nieco zdenerwowane i tuliły się do siebie - później było już tylko lepiej :)




Znaczy się z kotami było lepiej - ja panikowałam dalej :D Miałam za to miłych sąsiadów, którzy pomagali, pilnowali żebyśmy się nie zagapili, czy podpowiadali różne rzeczy. Ogółem wystawa to nerwy, nerwy, nerwy, masa dobrej zabawy, obejrzenie wielu pięknych kotów, spotkanie ze znajomymi i... masa dumy gdy wasz kot dostaje taką ocenę


czy też gdy znajdujecie nagle na stole takie ilości pucharów i nagród






Ogółem debiut był baaaardzo udany - Leon w oba dni miał Nom BIS i BOS, Boni w sobotę Ex1, CAP, Nom BIS, BOS, a w niedzielę Ex1, CAP, Nom BIS. Znaczy się na tą chwilę dziewczynce brakuje jednego certyfikatu do tytułu i mam nadzieję zdobyć go już listopadzie :)

Poniżej kilka zdjęć z BISu - ja z mamą się zajmowałam kotami, tata cykał :)







A tu jeszcze fotki zdobyczy po pierwszym dniu - puchary leżą ukryte w walizce (z bliska są jeszcze brzydsze)




Jak będziecie mieli ochotę to wrzucę zdjęcia innych kotów na wystawie - było na co patrzeć :)

wtorek, 2 października 2012

Wielka prośba

Na sam początek - wybaczcie, że tak dawno nas nie było :(
Zwaliła się na mnie masa różnych rzeczy i na blog po prostu nie starczyło już czasu.
Obiecuję solemnie, że w weekend nadrobię przynajmniej część zaległości i opowiem Wam co się u nas działo (a działo się na prawdę sporo - poniżej malutka podpowiedź), a na razie mam do Was gigantyczną prośbę!

Biorę udział w konkursie na dachowca miesiąca i potrzebuję nieco pomocy - będę bardzo wdzięczna za każdy głosik, a w razie wygranej obiecuję jakiś miły konkursik z nagrodami :)
Żeby zagłosować trzeba mieć konto na FB. Nie trzeba podawać żadnych danych, nikt Was nie będzie nękał spamem.

Poniżej link do głosowania:

http://www.petsupplies.pl/dachowiec-miesiaca.html?pID=730

Będę naprawdę bardzo wdzięczna :)

A tu obiecana mała podpowiedź co porabialiśmy jak nas nie było