środa, 7 marca 2012

Tunelowe radości i jagowe "ściurki"

Z dnia na dzień wspomniana wiosna uwidacznia się w zachowaniu Leona i Boni - już dawno nie mieliśmy tylu pogoni, gruchania, bieganiny i zagryzanek. Dzieciaki do tego stopnia zajęły się sobą, że nie mają dla mnie czasu - paskudy jedne ;) 
Po dniach oblegania puffek nastąpił powrót do zabaw tunelowych. Swoją drogą to cud, że on jeszcze żyje po tylu biegach po, przez i na niego - z wytrzymałości mogę spokojnie wystawić mu 5+. Leon nawet kiedyś trenował skoki do tunelu gdy ten stał pionowo! Chwilowo ukrywa się w nim Boni i grucha na Leona coby przyszedł się pobawić... i już nie, pobiegły się zagryzać na parapecie... o a teraz właśnie wpadły na mnie w przelocie. Taaak... zdecydowanie mnie ignorują. Z drugiej strony przecież to dobrze, że się ze sobą bawią więc nie ma co jęczeć - i tak jak wezmę puszkę w dłoń to znowu będę "tą ukochaną" i "najfajniejszą na świecie". Problem w tym, że chciałam złapać paskudy i zrobić zdjęcia, ale nie idzie, zupełnie nie idzie... ale coś tam zrobiłam :D



















Do łask wróciły też porzucone ostatnio jagowe myszki i szczurek. Leon nosi je w pyszczku, rzuca i biega, turla się z nimi w łapkach. Boni zdecydowanie woli szczurka - w końcu to bardziej odpowiedni rozmiar. Jak tylko pojawiły się u nas w domu to zapanowało takie szaleństwo, że koty omal nie zjadły koperty, a jak już się dostały do zawartości bawiły się do upadłego. Poskutkowało to tym, że do domowników dołączyły myszy-inwalideki - z powyrywanymi uszami! Zresztą u mnie jak u mnie - kupiłam kilka sztuk dla znajomych i część z nich już nie żyje na amen - z wyprutymi wnętrznościami i urwanymi ogonkami włącznie (jak one to zrobiły nie pytajcie). 


W najbliższym czasie planuję odwiedziny u "moich" adoptusiów - chodzi o dwa kocurki (młodego rudego tygryska i 1,5-ra rocznego czarno białego miśka), którym pomogłam znaleźć dom. Niby mam zdjęcia i opowieści na bieżąco, ale co zobaczyć na własne oczy to zobaczyć. Już zamówiłam myszki na prezent więc niedługo się wybiorę. Bardzo jestem ciekawa jak to małe tygrysiątko urosło bo na zdjęciach wygląda na sporo większego, a patrząc na ręce kolegi wariuje na maksa.
Przy okazji muszę też powiedzieć, że (tfu, tfu) mamy w końcu kwiatka, który przeżył. Czerwony gerberek wisi pod oknem w koszyczku i po 2 miesiącach u nas nadal żyje! Ani ja go nie zasuszyłam, ani koty nie zjadły :)

2 komentarze:

  1. Witaj kfiatku :-) Czy Ty to ta sama Karina, która zamieszczała u mnie komentarze? Kociarze w blogosferze rosną w siłę ;-)
    Świetne zdjęcie Leona - wygląda jak jakiś kosmita :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie Karina choć bloga komentowałam.
      Leonek się stara jak może choć do "obcych" devonków mu jeszcze daleko ;)

      Usuń