sobota, 31 marca 2012

A było już tak ładnie...

Ja wiem, że nadal mamy marzec i że w gruncie rzeczy śnieg w marcu to nic dziwnego. Ba! nawet w kwietniu nie powinien nikogo dziwić, ale jakoś przez te ostatnie tygodnie przyzwyczaiłam się do wiosennej pogody. Gdy dziś rano przywitał mnie deszcz, śnieg i wiatr uznałam, że świat wyjątkowo mnie dziś nie lubi. Nie chciało mi się nawet wyjść z łóżka. Może to mało zaskakujące, ale koty zdecydowanie podzielały moje zdanie. Leon wręcz zakopał się pod kołdrę i odmówił dalszej współpracy ;)

Nasz dzisiejszy nastrój

Tu jedyne zdjęcie, na którym udało mi się go uchwycić.

Ej! Masz patrzeć na mnie!
 Za to Boni ogłosiła dziś "dzień miziania brzuszka". Jest to taki dzień gdy każde wyciągnięcie ręki w jej kierunku kończy się przewrotem w przód na plecy i łapaniem ręki łapkami. Potem następuje mizianie brzuszka aż do pełnej satysfakcji koteczka :) 
Dziś jednak ten rytuał został dodatkowo wzbogacony o również powtarzalny "okres obgryzania obrączki". nie wiem czemu mała od czasu do czasu po podstawieniu łepka do miziania chwyta zębami za obrączkę i próbuje ją gryźć i ciągnąć. Nie robi mi krzywdy więc nie przeszkadza mi to, a sama "pogryziona" tez nie protestuje ;) Zastanawia mnie tylko o co chodzi, ale podejrzewam, że pozostanie to słodką tajemnicą mojej księżniczki.


piątek, 30 marca 2012

Przestworza

Dziś mało "kociasto", ale jest piątek więc w gruncie rzeczy wszelkie chwyty dozwolone ;)
Po pierwsze muszę się pochwalić (jak nikt inny nie chce to trzeba samemu), że naprawiłam syfon wanny. Sama. Tymi ręcami ;) Wydłubałam uszkodzoną część, zapakowałam w torebkę i popełzłam do sklepu. W Praktikerze spojrzeli na mnie dziwnie, przeszli ze mną pół sklepu a części i tak nie znaleźli. W Merlinie mało nie zaliczyłam powtórki z rozrywki, ale...udało mi się samej znaleźć to czego obsługa działu znaleźć nie mogla więc wróciłam do domu mokra (padało), z nowym zakupem i całkiem zadowolona :)) Po 5 minutach zabawy mam znów sprawną wannę (co doceni chyba każda lubująca się w sprawianiu sobie małej przzyjemności kobieta).
Po drugie jest piątek, o przepraszam - PIĄTEK! Marzec się kończy, bilans zrobiony... żyć nie umierać.
Na dodatek gdy wróciłam do domu czekał na mnie (oprócz futer) taki widoczek:


Patrząc na niebo czułam się jakbym znajdowała się w łódce i właśnie wypływała na otwarte jezioro zza pochylających się nad wodą drzew. Małe chmurki w oddali odbijają się toni jeziora... Ogarnął mnie taki spokój i cicha radość... Jak tylko woda się nieco ogrzeje muszę się wybrać na kajaki, koniecznie muszę.

PS.: Futra żyją, mają się dobrze, biegają, wariują i mruczą - w weekend porobimy zdjęcia i wrzucimy coś nowego.
PS2.: Znalazłam u BOni KOŁTUNA. Skąd on się tam wziął??? Ech... najwyraźniej wyrodna ze mnie matka :(

środa, 28 marca 2012

Jak skrzydła motyla

Dziś będąc w pracy zwróciłam uwagę na ręce mojej koleżanki. Nie na paznokcie, ale na ręce właśnie - całe w czerwonych szramach - nie ma to jak kilkumiesięczny kot ;)
I tak patrząc na nią po cichu podziękowałam tym moim dwóm stworom. U mnie nie zdarzają się rysy czy ryski. Nie ma zadrapań. Co więcej Leon bardzo często zwraca moją uwagę podchodząc i odwracając moją twarz swoją łapką wspartą na policzku a nigdy, nawet przez moment nie poczułam pazurków. Nieważne czy się miziamy, czy bawimy oba są delikatne jak skrzydła motyla.

poniedziałek, 26 marca 2012

Weekendowy blues

Weekend minął nam... w pracy. I tak - z pełną odpowiedzialnością piszę NAM - byliśmy razem :)
W końcu od czasu do czasu trzeba dać światu szansę na pozachwycanie się skarbami na co dzień grzecznie ukrytymi w domu

O ile Leon nigdy nie miał problemu z nowym terenem, o tyle Boni zdarzało się mieć wątpliwości, ale z wiekiem mała wiewiórka robi się coraz śmielsza. Nowe tereny zdobywa z wdzięcznie uniesionym ogonkiem i świadomością własnego piękna. Nie trzeba mówić, że od razu rzuca jednostki ludzkie na kolana :D

Po zdobyciu nowych wielbicieli udaliśmy się z wizytą do dziadków gdzie Boni zadziwiła mnie po raz drugi - wygnała rezydenta (kocura, który na karcie u weterynarza ma wpisane czerwonymi literami AGRESOR) z jego ulubionej poduszki, nasyczała na niego i poszła powyżerać jedzonko z miski. Oczy miałam okrągłe z szoku. Gdzie jest mój łagodny puszek!!! Innymi słowy dziewczyna mi dorośleje ;)

Jako, że było wyjątkowo słonecznie postanowiłam zrobić kilka zbliżeń.

Leonkowe oczęta
 

Z Boni chciałam zrobić coś podobnego, ale zanim przyszło co do czego... wylizała mi obiektyw :))

Bonisiowy slodziak
 

Oczywiście fakt, że pojechaliśmy na wycieczkę nie zmienił nic a nic potrzeby okazywania uczuć między futerkami, więc po powrocie do domu...

... buziaki

Zawsze razem!
A tu jeszcze odrobina niedzielnego lenistwa i te niesamowite SPOJRZENIA! Gdy Leon naprawdę na człowieka patrzy to aż ciarki przechodzą po plecach. Boni jeszcze nie opanowała tej sztuczki, ale jest pewna, że jest na dobrej drodze.



I na koniec Boni-kokietka. Uwielbiam jej pozy i minki, ale uchwycenie tego na zdjęciu graniczy z cudem!



PS.: Siedzę sobie właśnie na fotelu z kubkiem pełnym pysznej herbatki, a moje dwa szczęścia leżą przy mnie i mruczą... to się nazywa relaks.
PS2.: Zwróćcie uwagę na grubość Bonisiowych łapek na ostatnim zdjęciu - mała wygląda z nimi jak lwiątko :)

czwartek, 22 marca 2012

Dieta

Jak dotąd stosowałam wiele różnych diet, ale nigdy "diety kociej". Jeżeli zastanawiacie się cóż to takiego jest to powiem jedno - wyobraźcie sobie siebie przy stole z pysznym obiadkiem i kręcącą się w koło Was (a to po kolanach, a to po stole) koteczkę. I ta minka "jestem taka głodna, nakarm mnie!". Boni dała dziś z siebie w tej kwestii wszystko i spora część mojego obiadu zniknęła w jej małym kocim brzuszku. Oczywiście ta mięsna część :) Leonek za to dziś cichy jak myszka. Nie żebrał tylko z godnością i spokojem udał się na balkon. Wie cwana bestyjka, że go nie pokrzywdzę i później przyniosę mu tyle ile Boni wyżebrze.

Ogółem pogoda u nas piękna - nie chce się siedzieć w pracy. Jak tylko wrócę do domu futra wypełzają na balkon. Mam nadzieję, że niedługo wzejdzie trawa bo jak na razie podłogi muszę myć bardzo często - co poniektórzy mają idealnie czarne, ziemiste łapki po zabawach w donicy. 

Dawaj mięso!

środa, 21 marca 2012

Wiosna

Futra dzisiejszą zmianę sezonu powitały... łapoczynami :)
Ale do rzeczy - oto jak było...

Niewinny czas na drapaczku
B: A tu jesteś!
B: Ciekawe czy dosięgnę...
L: Ej ty! B: No co? Przecież nic nie zrobiłam!

L: Jaasne! Już ja Ci dam NIC!
B: Nie patrzy na mnie... Czas na zemstę!
B: A masz wrogu!
Leonek się schował :)
Ale nie na długo :D
L: Kobieta mnie bije! Czas uciekać...
W międzyczasie Boni weszła w okres mocno wokalny - chodzi po domu miśka i śpiewa, wdrapuje się na kolana i śpiewa, je i śpiewa... A to jest przecież kastratka!
Na dodatek miśka znowu dostała "łapki lwa" więc zapewne czeka nas kolejny etap wzrostu - jakoś tak rośniemy skokami :)



poniedziałek, 19 marca 2012

Wodny mit

Pamiętam, że od dziecka wpajano mi wiedzę powszechną pt. "koty nie lubią wody". Przez długi czas nawet w nią wierzyłam. Była to po prostu prawda oczywista, taka która nawet u najbardziej ciekawskiego dziecka nie wywołuje pytania "dlaczego". 
Gdy jakiś czas temu zamieszkałam z futrami przeżyłam nie lada szok - nie dość, że nie uciekały na sam widok wody to jeszcze (o zgrozo!) często same pchały się tam gdzie można się pomoczyć!
Jeżeli nadal nie macie futerka, a planujecie je mieć to może warto zaakceptować kilka faktów:

Kot na swoim miejscu!
  1. "Nie ma lepszej wody niż ta co leci" - niezależnie od tego czy akurat zmywacie, czy napuszczacie wody do wanny, bierzecie prysznic lub podlewacie roślinki na balkonie najlepsza woda to właśnie ta, która aktualnie kapie. Najlepiej więc przyzwyczaić się do myśli, że samotne zmywanie czy nawadnianie roślinności wraz z pojawieniem się kotowatych towarzyszy w Waszym życiu w dużym stopniu odchodzi w zapomnienie. Ba, co tam samotne zmywanie. Przyzwyczajcie się do myśli, że kiedykolwiek przekroczycie próg łazienki znajdziecie siedzącego w wannie kota, z śliczną proszącą minką i spojrzeniem mówiącym wprost "No weź! Nie bądź taka! Tak bym się napił świeżej wody...". Trzeba się wykazać na prawdę ogromną dyscypliną wewnętrzną żeby się nie ugiąć. Jeżeli zdarzy się Wam to choć raz to przepadliście na amen - futro na pewno nie zapomni i kolejnej szansy też nie przepuści :)
  2. "Nie ma wygodniejszego miejsca niż..." czyli jak mycie zębów staje się wyzwaniem. Istnieje całkiem spora grupa kotowatych, które twierdzą, że nie ma wygodniejszego miejsca do leżenia niż zlew. Nieważne, że ciasno, że kapię, a niekiedy wręcz leje się woda - ważne, że to właśnie to miejsce w którym nie chcecie go akurat widzieć.
  3. "Nic o nas bez nas" czyli jak samotne kąpiele odchodzą w siną dal. Nie ręczę tu za wszystkie kocie osobniki, ale moje nie uznają czegoś takiego jak kąpiel bez nich. Z tego też powodu niestety musiałam zrezygnować ze świeczek, które jakoś nie napawają nabożnym przerażeniem moich futer (Leonek już kiedyś przypalił sobie ogon i nawet nie raczył tego zauważyć - to ja z przerażeniem w oczach biegłam go gasić! Przy okazji poznaliśmy coś takiego jak LED Philips IMAGEO TeaLight - elektryczne świeczki ledowe - wyglądają jak prawdziwe, a niczego nie podpalą...). Każda kąpiel u nas w domu przebiega według utartego rytuału - Duża do łazienki = koty do łazienki. Zanim zdążę odkręcić kurki Leon siedzi w wannie wpatrzony w kran ze wzrokiem odpowiednim raczej do polowania na sikorki. Ta gracja, to ciche skupienie... Odkręcam mocno kurek i następuje szybkie wycofanie z wanny - w końcu jemu chodziło o kapanie, a nie od razu rzekę wody! W między czasie Boni usadawia się na zlewie i obserwuje z rozsądnej odległości, a ja, nauczona doświadczeniem, rozkładam ręczniki dookoła wanny i zsuwam razem kosmetyki z półki przy wannie jednocześnie rozścielając dodatkowy ręczniczek na nowo utworzonej powierzchni do leżakowania. Leon tymczasem ocenia głębokość napuszczonej wody i włazi z powrotem do wanny. Przechadza się popijając z nowo utworzonego jeziorka do czasu aż woda sięgnie do brzuszka - wtedy wykonuje uroczy, efektowny skok wyrzucając na podłogę masy wody. Jest to dla Boni sygnał, że można się już ułożyć na wannie i tu do wyboru - zazwyczaj przez całą kąpiel krąży: raz leży za plecami, raz w nogach by zaraz potem chodzić po krawędzi wanny. Zazwyczaj ogranicza się do moczenia łapek i/lub ogona, ale zdarza jej się np. stracić równowagę i wpaść do wanny - wtedy po raz kolejny przydają się ręczniki - gdyby nie to sąsiedzi byliby zalani na amen. Tak to z grubsza rzeczy wygląda choć zdarzają się też sytuacje wyjątkowe - np. Boni czasami uznaje, że w gruncie rzeczy to ona się ułoży na wystających z wody częściach Pańci, a przynajmniej się po nich przejdzie. No i nie można zapomnieć o tym, że woda z wanny jest najpyszniejsza! Nieważne, że z płynem i solą do kąpieli (że też to im nie szkodzi?).
Boni obserwatorka
Leon kombinator
Punkt wypoczynkowy

PS.: Na niektórych zdjęciach widać leżącą w tle komórkę. Jest to koncepcja całkowicie błędna, no chyba, że macie wodoodporne telefony. Niestety okazało się, że moja Nokia nie lubi pływać ;(

środa, 14 marca 2012

Drapaczkowych widoczków ciąg dalszy


Wróciłam do domu i po raz pierwszy od... nie pamiętam nawet kiedy nie potknęłam się w progu o dopraszające się uwagi futra. Pierwsza myśl - może im się coś stało? Z drżeniem wchodzę dalej i widzę moje stadko zgodnie patrzące się na mnie z drapaka. Nawet ruszyć się im nie chciało, przywitać karmicielkę rodziny wracającą do domu ;) 


Na dodatek byłam świadkiem pierwszej bitwy na nowym mebelku. Zresztą ostatnio w domu ciągle dochodzi do gonitw i pacania łapkami (ech ta wiosna!).

Wspinaczka

Na dokładkę Leon znów zmienił się w piórkowego potwora... więc czeka nas zakup nowych piórek :)


Co ja paczę?

Nowy mebel

Wczoraj wieczorkiem dotarł do nas nowy mebel dla kotecków. Dotarł w kilku kawałkach więc radości i testowania przy rozpakowywaniu była, jak zwykle, masa!

Tester :)

Drapak składa się prosto czego dowodzi fakt, że dałam sobie zim radę sama... choć mało nie spaliłam obiadu taka byłam nim zaaferowana ;) Gotowe dzieło zasłania mi kontakt (pałąk jest pusty z tyłu) i wygląda tak:


Osiołki zainteresowały się nowym nabytkiem już w trakcie składania, ale najbardziej mnie ucieszyło, że Boni ma w końcu gdzie podrapać pazurki w pozycji wyciągniętej (co też od razu skrzętnie wykorzystała!). Poniżej fotki z pierwszych testów.


I rozmazane, ale zawsze - buziaczki :*


Mebelek został solidnie przetestowany na stabilność - małe urwisy wpakowały się razem na tą najwyższą boczną półkę i nawet nie jęknął! 
Jedyne moje zmartwienie jak na razie to fakt, że przyłapałam Bonię stojącą na "bocianim gnieździe" i wpatrującą się dziwnym wzrokiem w drugi drapaczek (odległy bagatela o standardowe balkonowe drzwi + 50cm). Niemal widziałam te obracające się w głowie trybiki i pytanie w oczach pt. "ciekawe czy dam radę skoczyć?"

niedziela, 11 marca 2012

Sloneczna niedziela

Dziś u nas jest bajeczna pogoda - ciepło, słonecznie... co prawda ciut wieje, ale mimo wszystko czuć już wiosnę. Powoli wzięliśmy się za sprzątanie balkonu, ale futra przeszkadzały jak tylko mogły :)

Sezon balkonowy uważamy za otwarty!

Pobaw się ze mną!

Leonek a'la gazela

Boni inspektorka

Leonek nakrzesełkowy

Taaaki jestem malutki kotecek!


Spacerek

















Leonek i... 


















Boni portretowo!


















Piętrowo


Mała księżniczka